Mój pierwszy raz… spinning

Podstawy spinningu przestudiowane, więc pora na praktykę. Chciałbym napisać o moich początkach ze spinningiem w ręku oraz o kilku moich wyprawach.Do dziś pamiętam gdy po zakupie wędki i sprzętu, w ten sam dzień wybrałem się nad wodę…moj-pierwszy-raz-spinning

Byłem zupełnie zielony jeżeli chodziło o praktykę, lecz podstawy teorii jako takie posiadałem. Wybrałem się na pobliski staw, w którym dotychczas łowiłem tylko i wyłącznie metodą gruntową i spławikową ryby spokojnego żeru. Występowały tam licznie ryby, takie jak: leszcze, płocie, karpie, liny, amury i wiele innych gatunków. O drapieżnikach opowiadali tylko miejscowi wędkarze, o potężnych sumach łamiących wędki oraz wielkich szczupakach. Na tym łowisku występowały również liczne ławice okoni, które chętnie współpracowały z miejscowymi wędkarzami.

Był wówczas piękny, słoneczny dzień, lekki wiaterek i unoszący się w powietrzu zapach sukcesu. Na pierwszy ogień poszedł malutki, zielony twisterek. Pierwszy rzut, opad, i nagłe branie, coś siedzi! Po paru sekundach na brzegu leżał średniej wielkości okonik. To było coś niesamowitego, wtedy zwariowałem!

Zacząłem obławiać gumą każde miejsce gdzie tylko zobaczyłem spławiające się ławice ukleji.
Lecz ku mojemu zdziwieniu nie przynosiło to sukcesów. Po upływie 2 godzin na moim koncie dalej był jeden okoń, nie wiedziałem co robię źle, czy to kwestia złego prowadzenia przynęty czy jej samej. Na następny dzień przeanalizowałem sobie to na spokojnie.

Łowisko jest dosyć płytkie, głębia dopiero zaczyna się daleko od brzegu, tam gdzie nie docierały moje rzuty. Okonie uganiały się po płyciznach za uklejami, nie zwracając uwagi na mój wabik. Spróbowałem więc zastosować lżejszą główkę jigową w mojej gumie. Wówczas przynęta nie będzie tak szybko opadać do dna, jej praca nie będzie tak agresywna, co spowoduje większe prawdopodobieństwo zauważenia jej przez okonia. Więc chciałem to sprawdzić w praktyce udając się za jakiś czas nad łowisko. Okazało się to wielkim plusem, brania występowały praktycznie co rzut, lecz były to brania mniejszych pasiaków które podszarpywały tylko moją gumkę. Po trafieniu w ławice nieco większych drapieżców, zaczęła się zabawa. Okonie brały jak głupie, każdy rzut obfitował w ładnego garbuska.

W tym czasie starałem się pracować nad techniką łowienia, obserwowałem brania i zapamiętywałem najkorzystniejsze ich momenty. Do dziś celem moich wypraw są okonie, lubię ich chęć do współpracy i energiczną walkę na kiju – szczególnie lekkiej wklejance.

1 komentarz
  1. Fajny wpis. Podobnie zaczynałem. Byłem zielony jeśli chodzi o spinning, jedyna moja wiedza pochodziła z czytania różnych stron poświęconych wędkarstwu. Zaczynałem własnie od małych twisterów, z lzejsza głowka. Efekty były niemal od razu i az chciało się bawić w to dalej. Stopniowo kupowalem wieksze przynety, woblery, obrotówki itd a w miedzyczasie uczylem sie prowadzenia przynety pod woda 🙂 Z bigiem czasu na kij trafialy sie wieksze okonie ( bo glownie z nimi lubie wspolpracowac)

    Takze nie ma to jak nauka na zasadzie wlasnych doswiadczen i metody prob i bledow 🙂

    Pozdrawiam.

Odpowiedz na ten artykuł

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

Kontakt

Masz pytania? Wątpliwości? Propozycje współpracy? Napisz do nas - odpowiemy.

Sending

© Podbierak.pl, Serwis Wędkarsko Turystyczny od 2004 roku.

Przejdź do paska narzędzi